Przypominam, polecam czyli cotygodniowy cykl, w którym będę przytaczał cztery płyty, uporządkowane chronologicznie, z okresów 1950-1979, 1980-1999, 2000-2010 oraz od 2010 do dziś. Wiele z nich z pewnością będzie znanych czytelnikom, być może część nie, ale będę się starał żeby zawsze były warte odsłuchania chociaż z ciekawości. Zapraszam.
The Beatles - Beatles For Sale (1964)
Mój ulubiony album The Beatles, jest ich naprawdę dużo i piosenki Czwórki z Liverpoolu towarzyszą mi praktycznie od dziecka. Jednak kiedy świadomie przesłuchałem już prawie wszystkie to ten z miejsca stał się najczęściej przeze mnie słuchanym. Polecam każdemu (chociaż sam nie wierzę, że są tacy ludzie) kto nie zna twórczości Lennona, McCartneya, Harrisona i Ringo Starra. Płyta mocno rock'n'rollowa ze sporą domieszką bluesa świetnie pokazuje jak z biegiem czasu panowie zaczęli twórczo rozwijać swoje inspiracje.
ABC - The Lexicon of Love (1982)
Płyta, którą odkryłem przypadkiem po latach słuchania dżingla Listy Przebojów Trójki prowadzonej przez Marka Niedźwiedzkiego i Piotra Barona, którym był fragment singla z tego albumu The Look of Love (Part One). Świetny brytyjski zespół składających się z muzyków sesyjnych, którzy postanowili nagrać coś na własne konto. Zaowocowało to świetnymi popowymi piosenkami takimi jak wspominane wcześniej The Look of Love, singlowe Poison Arrow oraz znajdujące się na stronie B tegoż singla Tears Are Not Enough.
Moloko - Statues (2003)
Jak na razie ostatni, niestety, album świetnego zespołu nagrywającego taneczną elektronikę (jakkolwiek idiotycznie to określenie brzmi). Na nim skończyła się współpraca Roisin Murphy i Marka Bryndona, ale za to jak się skończyła. Mocne rozpoczęcie od singlowego Familiar Feeling ze świetnym teledyskiem, przez w zasadzie balladową piosenkę tytułową Statues aż do wyśmienitej końcówki w postaci I Want You i Over & Over. Nie umiem tego niczym potwierdzić ale wydaje mi się, że ten album, razem z całą twórczością Moloko, odcisnął swoje piętno na wielu obecnie tworzących artystach, z solowymi dokonaniami Roisin włącznie.
CocknBullKid - Adulthood (2011)
Niespecjalnie może wybitny ale bardzo przyjemny debiut sympatycznej mieszkanki Londynu, o którym śpiewa chyba najfajniejszą piosnkę z kategorii "oda do mojego miasta" - Asthma Attack. Odkryłem ją za sprawą jednego z muzycznych blogów, które śledzę i mimo, że nie słucham tego albumu nałogowo to uważam, że warto polecić. Niewiele, choć coraz więcej, pojawia się ostatnio sympatycznego i bezpretensjonalnego popu. Tę płytę na pewno bym do tej kategorii zaliczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz