środa, 7 listopada 2012

O... #2: The Black Keys

źródło: https://www.facebook.com/TheBlackKeys/photos_stream
Myślałem żeby zacząć ten tekst od stwierdzenia, że nie jestem zbytnim fanem muzyki gitarowej ale to potworna bzdura. Po prostu nie słucham jej tak dużo w porównaniu z innymi gatunkami. Chociaż to też chyba nie jest prawdą. Prawdą jest za to na pewno to, że dla mnie porządny rock'n'roll musi mieć coś czego nie umiem za bardzo sprecyzować, ale sprawia, że zaczynam grać na wyimaginowanych instrumentach, mam ochotę skakać i machać głową, albo/i wyć tekst piosenki razem z wokalistą. Nie musi mieć też rozbudowanego instrumentarium, wystarczy gitara i perkusja, jeśli tylko proporcje dźwięków są zachowane. 
Te wszystkie składniki zawierają się w muzyce tworzonej przez Dana Auerbacha i Patricka Carneya.

The Black Keys istnieje już dziesięć lat, Dan i Pat grają razem już jednak ponad piętnaście, a znają się od wczesnego dzieciństwa. Wszystko to ma znaczenie i można usłyszeć na ich płytach. Doskonale się rozumieją i uzupełniają. Związana z tym jest zresztą zabawna historia. Pat będąc nastolatkiem kupił sobie perkusję razem z magnetofonem studyjnym. Wyobrażał sobie, że zawsze ktoś znajdzie się żeby na niej grać, a on będzie szalał na gitarze. Jednak życie zweryfikowało jego plany bo okazał się, według własnych słów, tragicznym gitarzystą. Kiedy Dan chciał nagrać swoją kasetę demo żaden z członków jego zespołu się nie pojawił. Zostali więc we dwóch i zaczęli grać. Tak powstało Black Keys i trzy (debiutanckie The Big Come Up, Thickfreakness i ostatni nagrany bez pomocy producenta - Magic Potion)  z siedmiu wydanych do tej pory albumów.

Ja zetknąłem się z ich muzyką dopiero przy premierze albumu Brothers, a konkretnie za sprawą świetnego kawałka Tighten Up, a konkretnie pierwszej wersji teledysku do tegoż. Poza oczywistym faktem jakim był mój zachwyt muzyką, moją uwagę przyciągnął dziwaczny i zrobiony z dużym poczuciem humoru teledysk z pluszowym dinozaurem o imieniu Frank.


Mój nowy ulubieniec pojawił się też w kolejnym teledysku zespołu, do piosenki Next Girl. Kolejnym dowodem na duży dystans do siebie jest także okładka płyty. To wszystko sprawiło ogromny wybuch mojej sympatii do duetu. Sam nie wiem ile czasu słuchałem na okrągło tylko i wyłącznie Brothers.
Nie musiałem długo czekać na kolejną porcję świetnej muzyki, ponieważ niedługo po wypuszczeniu ostatniego teledysku z szóstej płyty - Howlin' For You, poszła w eter zapowiedź kolejnego albumu El Camino. Już od pierwszego odsłuchu powaliło mnie na kolana. Wszystko to co sprawiło że uwielbiałem (i nadal uwielbiam) słuchać Brothers zostało przez Dana i Pata powtórzone ale z nieporównywalnie większą mocą. Od premiery nie potrafię się od tego albumu oderwać. Czasem jakaś inna płyta mnie na trochę odciągnie, ale praktycznie codziennie wracam do przynajmniej jednej piosenki z tej płyty. 

The Black Keys to zespół, który nie tylko gra genialnego rocka, ale również z niesamowitym powodzeniem połączył swój styl z pokaźną grupą świetnych raperów podczas nagrywania projektu BlakRoc. Niektórzy mówią, że to połączenie hip-hopu i rocka, niektórzy, że to nowoczesny blues. Jakkolwiek przyporządkować to co powstało podczas tych sesji nagraniowych, nie da się zmienić faktu, że jest to kawał bardzo dobrej muzyki.


Udokumentowane zostało zresztą nagrywanie całego albumu w formie kilkuminutowych filmów dostępnych na oficjalnej stronie projektu.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz